wtorek, 27 sierpnia 2013

003. Sekret

 - Mógłbyś mnie zostawić? Próbuję się skupić - powiedziałam sobie w myślach. Chociaż moja prośba nie została wymówiona na głos, to odbiorca, do którego ten apel został skierowany, otrzymał wiadomość. 
  Siedziałam przy stole, zawalonym książkami w bibliotece szkolnej. Odrabiałam lekcje i uczyłam się w tym samym czasie. Obok sterczał Lucian, który gładził moje włosy. 
- Czemu? Przeszkadza ci to? - mruknął.
- Tak, a muszę się uczyć, bo nie mogę zawalić kolejnego testu. Ta głupia nauczycielka mnie nie przepuści do następnej klasy, jeśli znowu coś spieprzę - westchnęłam z poirytowaniem. A brunet tylko się zaśmiał pod nosem.
- Zrób sobie trochę przerwy. Przecież nie możesz siedzieć nad książkami w nieskończoność.
- Jeśli załatwię sobie wolny czas, to też nic mi to nie da - wstałam i podeszłam do półki. Poczęłam szukać jakąś książkę biologiczną. Po pewnym momencie ją znalazłam. Wróciłam na swoje miejsce, ale chłopaka już nie było. - Może uznał, że mi przeszkadza? - i wróciłam do nauki. 

- Wreszcie skończyłam! - oderwałam swój łeb od literatury, a potem rozciągnęłam zmęczone i sztywne ciało. Zebrałam wszystkie utwory i umieściłam je na szafce. Jak już miałam wychodzić to niespodziewanie coś przeciągnęło moją uwagę. Na stole w recepcji leżała bardzo stara, zakurzona księga. Nie przepadam za czytaniem, a jak już muszę to to robię, ale tamta jakoś mnie zafascynowała. Nie było nikogo w pobliżu, więc wzięłam ją i włożyłam do swojej torby. Podpisałam się na kartce, że pożyczam ten tytuł, a potem wybiegłam z pomieszczenia.

* * *

Przyleciałam do domu. Zrelaksowałam się na kanapie w salonie i zabrałam za tą wielką cegłę. Pierwsza strona to był spis treści. Bardzo ciekawe. Nawet on mnie zainteresował. 
- Bóg i jego poplecznicy. Upadek jednego z świętych. Wstąpienie Lucyfera do piekieł. Potomek... diabła? Co to za głupia biblia? Nie obchodzi mnie jakiś głupi demon! - rzuciłam książką o stół. Ona otworzyła się w połowie. Z westchnieniem spojrzałam na rozdział. "Lucian Michaelis"
- Że co?! - wydarłam się na całą chatę. Zaczęłam więc czytać.
Dowiedziałam się czegoś bardzo ekscytującego. 

- Czemu mnie tu ściągnęłaś? - zdziwił się brunet.
- Mam do ciebie kilka pytań - mruknęłam. Sięgnęłam po książkę, którą od pewnego czasu poczęłam przeglądać. Pokazałam mu ją.
- Skąd to masz?
- Jesteś synem Lucyfera.
- To było pytanie?
- Nie, odpowiedź, wiesz? - odparłam sarkastycznie. - Czy jesteś potomkiem diabła?
- Lucyfer ma wiele dzieci. Całe piekło to jego ród.
Westchnęłam.
- Po co tu przybyłeś? Do tego miasta? Jaki masz cel? - zalewałam go dodatkową partią pytań. 
- Mam własne powody - prychnął. - Co nie jest twoją sprawą, Shannon. Nie wiem czemu nagle ci odbiło z tym wszystkim.
- Po prostu chce wiedzieć. Jesteś aniołem ciemności. Demony nie lądują tutaj bez powodu. Ktoś taki uzdolniony jak ty, ma się tu uczyć? Przekraczasz nasz system, Lucian - cofnęłam się o krok do tyłu. 
- Masz rację. Nie wylądowałem tu ze względu na szkołe. Ale nie będę ci o tym opowiadać - to były jego ostatnie słowa. Na koniec wyszedł bez pożegnania.

* * *